TŁUMACZENIA

Translacja w zakresie najważniejszych
języków europejskich

czytaj więcej
EDUKACJA

Lekcje oraz kursy dla dzieci,
młodzieży i dorosłych

czytaj więcej
PUBLIKACJE

Wydawanie oraz sprzedaż publikacji w języku polskim
i w językach obcych

czytaj więcej

Nauka języków obcych dla dzieci – bajki o krainie Farminków

Dzieci najlepiej uczą się poprzez zabawę. Ta prawda znana jest na tyle dobrze, że nie ma potrzeby ponownego jej analizowania. Nieustannie potrzebne są natomiast nowe sposoby zabawiania maluchów w wartościowy sposób.
Nasi milusińscy są kapryśni i szybko się nudzą. Potrzeba powtarzalności doznań dość szybko zanika, by w jej miejsce mogło pojawić się uwielbienie różnorodności. Rodzice dwulatków z rozpaczą myślą o konieczności powtórnego obejrzenia razem z dzieckiem bajki, która nie spada z pierwszego miejsca jego osobistej listy przebojów już od kilku tygodni (w okresie, gdy moja córka miała dwa lata obejrzeliśmy rodzinnie odcinek Misia Uszatka „Eee co tam” co najmniej kilkadziesiąt razy). Dziecko zmienia się jednak bardzo szybko i w wieku czterech czy pięciu lat jego potrzeby poznawcze niekiedy trudno jest zaspokoić (w tym okresie zabrakło nam dla córki nie tylko bajek do oglądania, ale też piosenek, literatury, pomysłów na zabawy i gry mogące zaabsorbować ją na dłużej niż pięć minut). Jeśli chodzi o kwestie wychowawcze ilość musi jednak iść w parze z jakością. Dziecku mającemu nieograniczoną potrzebę poznawania świata nie można zapewniać pustych wrażeń lub faszerować jego umysłu miałkimi treściami.
Wynajdywanie nowych atrakcji, które byłyby wciągające dla dziecka, a przy tym wartościowe z punktu widzenia rodzica nie jest łatwe. Jako mama kilkuletniego dziecka, polonistka, a jednocześnie pasjonatka języków obcych postanowiłam dać rodzicom jeszcze jedno rozwiązanie korzystne dla nich i dla ich dzieci. Obserwując potrzeby i zainteresowania swojej córki wymyśliłam bajkowy świat, który jest na tyle rozkoszny, by najmłodsi od razu go pokochali, do tego stopnia wartościowy, by rodzice chcieli zapoznać z nim potomków i na tyle przystępny, by jedni i drudzy uznali go za najbardziej naturalną metodę wspomagająca naukę języka obcego.
Tym, czego dzieci najbardziej nie lubią podczas nauki języka obcego jest właśnie to, iż ten język jest… obcy. Nie rozumieją go, po krótkiej chwili styczności z nim stają się znużone i zniechęcone. W przypadku mojej córki oraz innych dzieci, które miałam okazję uczyć języka angielskiego, nauka poprzez zabawę czy rozrywkę szła opornie wówczas, kiedy dzieci nie rozumiały wypowiadanych słów. Najmłodsi mają ogromną potrzebę słuchania i oglądania bajek. Styczność ze światem wymyślonym jest potrzebą tak przemożną, iż same chętnie kreują go i zdają się w nim przebywać nawet wtedy, gdy czytana czy oglądana bajka się skończy. Uczenie dzieci poprzez dawanie im możliwości poznania nowego bajkowego świata wydaje się więc naturalne. Podążanie w tym kierunku doprowadza jednak do klęski wówczas, gdy próbując „przemycić” wiedzę, pozbawiamy dziecko dobrej zabawy. Tak właśnie dzieje się, gdy próbujemy utrzymać uwagę naszego małego ucznia, zapoznając go z opowieścią lub bajką, z której nic nie rozumie. Bajka telewizyjna czy oglądana na DVD w języku obcym zniechęci dziecko nawet wówczas, gdy pojawiają się w niej ulubieni bohaterowie. Audiobook stanie się męczarnią, jeśli dziecko nie potrafi zrozumieć choćby jednego fragmentu. Prezentowanie ich najmłodszym ma sens tylko wówczas, gdy znają już oni szeroko rozumiane podstawy języka obcego (angielskiego, niemieckiego lub innego, w którym opowiadana jest bajka).

ilustracja w ramce dużej

Dzieciom, które dopiero zapoznają się z językiem, jako jeden ze sposobów nauki proponuję bajki w języku polskim, które w sposób zrozumiały objaśniają pojawiające się w nich obce słowa i zwroty. Język obcy powinien być również zaprezentowany małemu słuchaczowi w sposób przystępny i przyjemny. Myśląc o potrzebach najmłodszych rozpoczęłam pisanie cyklu bajek zatytułowanych „Farminkowo”. Opowieści, które w nich snuję, napisane są w języku polskim, jednak w umiejętny sposób przemycam w nich słowa obce. Słowa te podane są w formie, którą dziecko ma szansę polubić – w bajkach pojawiają się rymowanki, które łatwo wpadają w ucho, tajemniczy bohaterowie, których sposób mówienia jest zagadką wymagającą rozwiązania, dialogi, których znaczenie wyjaśnia polski narrator oraz sami bohaterowie. Dziecko, słuchając bajek o zwierzętach z Farminkowa całkowicie rozumie fabułę i dzięki temu nie czuje się zniechęcone lub oszukane.

 

Pierwsze napisane przeze mnie bajki uczą języka angielskiego (seria „ANGIELSKI DLA DZIECI” z beżową okładką). Niedawno zostały ukończone prace nad wersją, dzięki której dzieci zaprzyjaźnią się również z językiem niemieckim (seria „NIEMIECKI DLA DZIECI” z niebieską okładką). Tłumaczenia z języka angielskiego na niemiecki znajdujących się w opowiadaniach wierszyków podjął się pedagog, germanista i tłumacz, Hubert Prętkiewicz. Obecnie, jako biuro tłumaczeń i wydawnictwo, pracujemy nad wersją służącą do nauki języka francuskiego oraz rosyjskiego. Bajki zostaną również wydane w formie audiobooków oraz wzbogacone o kolejne przygody nowych bohaterów z Farminkowa. Po bajkę mogą zatem sięgnąć rodzice niezależnie od tego, jakiego języka chcieliby uczyć swoje pociechy. Występujący w opowiadaniach mądry Pan Szyszek, śmieszny żuczek gnojowy czy troskliwa Ptasia Mama mówią do dzieci po angielsku, niemiecku, francusku czy tez rosyjsku, zawsze opowiadając tą samą, wciągającą historię.
Najmłodsi słuchacze często mają swoje ulubione bajki. Powracają do nich i na długo pozostają one w ich pamięci. Warto zadać sobie pytanie: co sprawia, że bajka jest dobra? Na pewno sekret ten ma związek z takimi pojęciami teoretycznoliterackimi, jak bohater, fabuła, wątki, dialogi, punkt widzenia, świat przedstawiony, styl czy temat. Najważniejsze z tego wydają mi się postać i fabuła, a w przypadku literatury dziecięcej także świat wartości. Mówiąc najogólniej opowiadanie czy bajka dostarczać ma rozrywki, wypełniać z pożytkiem wolny czas i dostarczać wiedzy o świecie. By wszystko to mogło mieć miejsce, konieczne jest utrzymanie uwagi małego słuchacza. Jak bowiem twierdzi jeden z najlepszych nauczycieli sztuki pisania, Nigel Watts „Głębia twej mądrości może być nieskończona, pomysł fascynujący, szczytowy moment akcji ekscytujący – wszystko to na nic, jeśli nie ma kto przewracać kartek.” (Watts N. , Jak napisać powieść, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998, s. 34).

 

RAK GOTOWA ILUSTRACJA
Opowieść dla dzieci podobnie jak wciągająca literatura dla dorosłych, musi być wypełniona ciekawymi pytaniami, na które mały czytelnik chce znaleźć odpowiedź, zwrotami akcji, barwnymi postaciami rozwiązującymi zagadki i zmagającymi się z kluczowymi problemami. Zakończenie musi natomiast wprowadzić w życie pasjonata bajek nową wartość, dla której warto mu było przebrnąć razem z bohaterem przez wszystkie spotykające go przygody.
Poza wymienionymi powyżej składnikami, swoje opowiadania postanowiłam wzbogacić samodzielnie wykonanymi ilustracjami prezentującymi świat o którym opowiadam w sposób zbliżony do tego, jakim go sobie wyobrażam. Do każdej z opowieści dołączone są także kolorowanki – szkice bohaterów, które każde dziecko może wypełnić barwami w sposób, w jaki ono uzna za właściwy. Najlepszymi recenzentami książek dla dzieci są same dzieci. O tym, czy warto czytać kolejne opowieści z cyklu „Farminkowo” niech zadecydują zatem właśnie najmłodsi.

Barbara Celińska

 

 

Z fragmentem opowiadania można zapoznać się poniżej.

 

 

OKŁADKA DER GAST

 

 

Fragment opowiadania „DER GAST” z cyklu „FARMINKOWO”, seria „NIEMIECKI DLA DZIECI”.

 

Trawa rosnąca swobodnie potrafi urosnąć bardzo wysoko. Jest zielona, soczysta, a jej widok napawa spokojem. Mały, piękny ptaszek siedział i cieszył się ową harmonijną zielenią, gdy wtem pomiędzy źdźbłami pędem błyskawicy coś przemknęło i całkowicie zburzyło miły dla oka pejzaż oraz spokój duszy malucha.

 

Nieznana istota turlała się z pagórka i pędziła przez całe gospodarstwo, zwracając na siebie powszechną uwagę. Gdy wykulała się wreszcie z trawy, można było ją zobaczyć. O ile sam ruch w bujnej gęstwinie wywoływał po prostu zdziwienie, o tyle odkrycie, co ów chaos wywołuje, stało się sensacją. Stworzenie, któremu każdy przyglądał się z wybałuszonymi oczyma, miało bowiem bardzo nieokreślone kształty. To znaczy kształt był znajomy i całkiem możliwy do zdefiniowania, a mimo to nie było wiadomo, jakie zwierzę czy też roślina może tak właśnie wyglądać. Zjawisko było zatem okrągłe, a niekiedy, gdy się nie poruszało, przybierało postać jajka. Przemieszczać się, jak już wiemy, potrafiło zadziwiająco szybko – kiedy spadało z góry. Samo z siebie natomiast wykonywało ruchy dość ślamazarne, gdyż było bardzo, ale to bardzo leniwe. W trakcie tego nader interesującego turlania do stworzenia przyklejało się niemalże wszystko, co leżało na drodze. W efekcie istota ta była kulką oblepioną ziemią, mchem i rozmaitymi szczątkami roślin. Wiadomo więc również, że była ona lepka.
Mało który mieszkaniec Farminkowa miał odwagę zbliżyć się do przybysza. To, co obce, budzi bowiem często obawy. Zwierzaki z zagrody znały się od bardzo dawna, żyły w zgodzie i niewiele było zdarzeń zdolnych zakłócić ich spokój. Były wśród nich zwierzęta większe – takie jak konie i krowy, zwierzęta średniej wielkości – na przykład świnie, owce czy psy, zwierzątka stosunkowo małe – króliki lub koty, jeszcze mniejsze były ptaki, a najmniejsze różnego typu robaczki – żuki, biedronki czy pasikoniki. Można by przypuszczać, że tak różnorodny zwierzyniec nie znajdzie ze sobą wspólnego języka, że konia niewiele będzie obchodziło życie ptaków, a kota mała myszka zainteresuje tylko wówczas, gdy będzie głodny. Nic bardziej mylnego. Trzeba wam wiedzieć, że Farminkowo to kraina, gdzie do głosu dochodzą nie tylko zwierzęta. Najdrobniejsze źdźbła trawy szepcą swe historie, a wiatr powtarza je głośno i roznosi po całej zagrodzie. Opowieści te układa w melodyjne piosenki najstarszy mieszkaniec Farminkowa – pan Szyszek. Ta poczciwa sosna, której lat nikt nie zliczy, przechowuje w swej pamięci dzieje wszystkich mieszkańców krainy i chętnie dzieli się nimi z kolejnymi pokoleniami. Dzięki temu krowy znają życie pasikoników, ślimaki wiedzą co nieco o królikach, a nietoperze potrafią wyobrazić sobie życie lisa. Pieśni roznoszą się po całej farmie. Gdy tylko przekroczymy jej granicę, usłyszymy śpiew.

 

Das schönste Haus – der Wald,
Komm, die Sonne kommt bald,
Alles ist wunderbar,
Die Sonne scheint uns klar.

 

O pojawieniu się okrągłego przybysza wiedzieli już wszyscy. Nie mogli jednak ustalić, kim lub może raczej czym on właściwie jest. Jabłkiem, które spadło zbyt daleko od jabłoni i nie może znaleźć drogi powrotnej? Kłębkiem owczej wełny, która nie chciała zostać przerobiona na sweter i dała się porwać przez wiatr? A może przybyszem z innej planety? Nawet Szyszek przyglądał się temu nowemu zjawisku ze zdziwieniem i zanucił dla niego piosenkę:

 

Wer hat dich hier gesandt?
Kommst du aus einem Strand?
Toll, dass ich dich hier fand!
Wo ist dein Heimatland?

 

Pan Sosna był bardzo kulturalny i wiedział, że zanim zacznie się kogoś wypytywać o cokolwiek, dobrze jest się najpierw przedstawić i powiedzieć kilka słów o sobie. To niegrzeczne zaczynać rozmowę od dociekliwych pytań, które, nie da się ukryć, Szyszek bardzo chciał zadać. Gdy zatem tajemnicza kulka pokulała się w kierunku pnia mądrej sosny, Szyszek rozpoczął od przedstawienia się przybyszowi.
– Hallo, mein Name ist Szyszek – powiedział z uprzejmą miną.
– Kuuuaks! – rozległa się odpowiedź.
Szyszek nie był pewien, czy nieznajomy go zrozumiał, powtórzył więc powitanie i znów się przedstawił:
– Hallo, mein Name ist Szyszek.– Zapytał też obcego o jego imię: –Wie ist dein Name?
– Kuuuaks!
Zdumiony Pan Sosna nie zdążył dodać nic więcej, bo kulka poturlała się w stronę liści kapusty. Stare drzewo długo zastanawiało się nad pochodzeniem nieznajomego. Szyszek sam przybył tu z odległych stron i znał wiele języków, również języki zwierząt, jednak to, co usłyszał, zupełnie nie pasowało do kształtu, jaki przed sobą zobaczył. Myślał więc dalej i śpiewał pod nosem:

 

Wer hat dich hier gesandt?
Kommst du aus einem Strand?
Toll, dass ich dich hier fand!
Wo ist dein Heimatland?

 

Wśród liści kapusty przybysz natrafił na ślimaka. Ten zdziwił się, gdyż był przekonany, że ma przed sobą swojego krewnego. Ślimak znał historie swoich nieszczęśliwych braci i sióstr, którzy – pozbawieni muszli – musieli już zawsze gołym ciałem pełzać po brudnej glebie. Taki ślimak po prostu któregoś razu wychodzi z muszli na spacer, ale udaje się w zbyt daleką podróż. Wędrówka w jedną i drugą stronę trwa tak długo, że muszla zdąża zniknąć z miejsca, w którym została pozostawiona. To okrągłe biedaczysko, zdaniem troskliwego ślimaka, musiało stracić swoją muszlę już dawno temu. Do tego wrażliwego, lepkiego ciałka poprzyklejało się tyle brudu, że nie mogło już dalej normalnie pełzać. Przybysz wymagał więc natychmiastowej pomocy. Ślimak pokulał kulkę pod liść kapusty, w którym zgromadziło się dużo deszczówki, a następnie, wytężając wszystkie swoje siły, przechylił liść i wylał z niego wodę, myjąc przy tym dziwne stworzenie. Pod warstwą brudu zobaczył skórę nieokreślonego koloru. To więc musiał być jego rodak ślimak! Gdy już mniej więcej go umył, wyszedł z własnej muszli i zaprosił do niej swego gościa. Ten jednak stał w miejscu bez ruchu. Ślimak próbował go więc poturlać w stronę wejścia do własnego domu, ale przybysz nadal ani drgnął.
„Hmm – pomyślał poczciwy ślimak.– Może ma kłopot, by tam wejść. Przecież tak długo przebywał poza muszlą. Gdy jednak znajdzie się w środku, od razu wysunie nogę i ułoży się wygodnie – przecież ciało ślimaka w zetknięciu z muszlą robi to automatycznie, bez żadnej pomocy”.
Po tych rozważaniach ślimak odsunął się od przybysza, wziął rozpęd – o ile ślimaki mogą wziąć rozpęd – i całym ciężarem swego ciała natarł na kulkę, wciskając ją tym samym do muszli. Zmęczony tym niecodziennym dla ślimaka czynem, ale przy tym niezmiernie uradowany, przycupnął przy muszli i czekał, aż towarzysz wreszcie się rozwinie, wsunie nogę do muszli, a głowę wystawi na zewnątrz. Tymczasem stało się coś zupełnie innego: muszla zaczęła się turlać, tak jak poprzednio jej okrągły gość. Tru, tru, tru i kulka w muszli odturlała się tak daleko, że ślimak, który pozostał teraz bez domu, nie mógł jej dogonić. Nowy lokator zatykał sobą cały otwór nowego lokum, jednak wcale nie wyciągnął nogi ani nie pokazał głowy.
– Das ist also keine Schnecke – powiedział rozbawiony tym widokiem Szyszek. Stało się bowiem jasne, że gość przybyły do Farminkowa nie jest ślimakiem. Pozostało teraz pytanie, jak wydobyć go z muszli. Z pomocą przyszedł energiczny rak, obserwujący całe zdarzenie z brzegu stawu. Gdy tylko przybysz poturlał się w pobliże wody, rak chwycił muszlę w swe szczypce i jednym silnym uszczypnięciem wyciągnął kulkę ze środka.

– Kuuuuuuuaks!!! – rozległ się pełen boleści krzyk uszczypniętego w tylną część stworzenia.
Rak natychmiast je puścił, ale jego zamaszysty ruch szczypcami sprawił, że gość wpadł do stawu. Jak się okazało, w stawie nie był w stanie się turlać, zatem dryfował bezradnie od jednego liścia nenufaru do drugiego. Rak i inne istoty żyjące w wodzie mogły go teraz obserwować i wypytywać o wszystko, gdyż przybysz nie mógł im się wymknąć.
– Bist du eine Schnecke? – zapytały go ryby.
– Kuuuaks! – padła odpowiedź.
Nie był zatem, jak już wiemy, ślimakiem.
– Bist du ein Fisch?
– Kuuuaks!
Nie był więc rybą.
– Bist du eine Ente?
– Kuuuaks!
Chyba nie był zatem również kaczką.
Zadawano mu jeszcze wiele pytań, ale zawsze udało się usłyszeć jedynie „kuuuaks” lub wielokrotność tego zwrotu. Przybyszowi dano więc na imię właśnie Kuaks (…)

 

Bajki w formie ebooka do wydruku wraz z kolorowankami do kupienia m.in. w Empiku: KLIK

WYDAWNICTWO WYMOWNIA
Autor: © Barbara Celińska. All rights reserved.
Redakcja językowa: Maria Szewczyk
Wiersze i redakcja językowa w języku niemieckim: Hubert Prętkiewicz
Projekt okładki i ilustracje: Barbara Celińska
Wydawnictwo Wymownia
ISBN 978-83-943137-4-6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *